Spotkanie tak samo nierówne jak każde inne rozegrane w ramach finału Mistrzostw Polski. Siatkarze nie zachwycili poziomem, nie zaskoczyli też wspaniałą grą, na którą wszyscy czekali, a która falowała, jak przez cały sezon. Mecz mógł się podobać tylko ze względu na fakt, że był tym ostatnim rozstrzygającym o wszystkim, tym o którym wszyscy mówili, tym który wyłonił nam Mistrza Polski, czyli Asseco Resovię Rzeszów.
Rzeszowianie wspinają się na szczyty europejskiej siatkówki i pokazują, że stać ich na zwycięstwa i zasługują na najwyższe miejsca. Wszyscy jednak od początku powtarzają, że to jeszcze nie jest ten poziom gry, na który liczyli, nad którym pracowali. Zgadzam się z tymi wszystkimi opiniami. O ile fragmenty dzisiejszego spotkania mogły zadowolić oko kibiców, tak całe spotkanie nie dało takie efektu. Jeszcze raz wspomnę o falującej grze obu drużyn, bo nie tylko Resovia grała nierówno.
Pierwszy set jeszcze na równym poziomie. Przez większą część ZAKSA była na prowadzeniu i wiele wskazywało, że tę partię wygra. Los chciał, że to Resovia wykorzystała piłkę setową i to ona szczęśliwie, ale zwycięsko wyszła z pierwszej partii.
W drugim secie można mówić o zaciętej walce. Zdecydowanie zacięła się gra Resovii i w żaden sposób nie mogła się odciąć. Skończyli seta z ponad 10-punktową stratą do ZAKSY, która owszem grała dobrze, bo też nie pokazywali wybitej siatkówki.
W trzeciej partii trochę zacięli się gospodarze, bo w dużej mierze swoją grę poprawili goście. Do swojej dyspozycji powrócił Zbyszek Bartman i Alek Achrem, który zasłużenie został nagrodzony statuetką MVP. Miło ogląda się dobre akcje, ale wtedy kiedy występują ona po obu stronach siatki, kiedy widać walkę, o każdą piłkę, do końca!!! Walki niestety nie widziałam. Za to dużo nerwów, i błędów własnych, które zaniżały poziom spotkania, które przecież miało być spotkaniem na najwyższym poziomie, i nie chodzi o status rozgrywek, a poziom gry obu drużyn.
W początkowej części czwartego seta miałam nadzieję, że to nie będzie jeszcze koniec. ZAKSA się odcięła i zaczynała grać, gonić, zdobywać punkty, po to by za chwilę znowu się zaciąć. Oczywiście byłam zachwycona z takiego stanu rzeczy, bo kibicowałam Resovii, ale chciałam popatrzeć na tę wyczekiwaną przez wszystkich walkę. Wiarę w swoją drużynę utracili chyba nawet kibice, bo słabo było ich słychać. Set zakończył się w mgnieniu oka. Chwilę po ataku Bartmana, który dał piłkę meczową na wagę Mistrzostwa, zobaczyłam Achrema na kolanach, który cieszył się z obrony tytułu!
Szkoda tylko, że nie wygrali w TwieRRdzy i nie wszyscy kibice, którzy chcieli mogli cieszyć się z tego zwycięstwa na hali, razem z nimi. Ale Ci nieszczęśliwcy będą mieli okazję powitać ich jutro na rzeszowskim rynku. Pozazdrościć.
SOVIĘ TRZEBA SZANOWAĆ!
Plus Liga oficjalnie się skończyła. Teraz czekamy na sezon reprezentacyjny.